Nowy Witoszyn - Neuwitten
Schron, który trudno odnaleźć…
Poszukując „tobruków” trzeba uzbroić się w cierpliwość, czasem widać je z daleka, czasem prawie się do nich wpada tak są zamaskowane. Ale zdarzają się i takie jak ten, który choć nie zasypany przysporzył mi kłopotów w trakcie poszukiwań. I to dwa razy… Ale potrafił to wynagrodzić pewną niespodzianką.
Umocnienia ziemne ciągnęły się przez las w kierunku wschodnim od Nowego Witoszyna do Osieka. Na tym odcinku udało mi się odnaleźć 4 schrony, dwa samotniki i „bliźniaki”. Ten schron jest jeszcze chyba na terenie Nowego Witoszyna. Znajduje się na sporym wzgórzu, ale niezwykle trudno go znaleźć. Po pierwsze okopy ciągnące się przez las jakoś go omijają, po drugie został zasypany w taki sposób, że z poziomu gruntu widać tylko otwór strzelniczy. Trzeba wejść na szczyt wzgórza by zauważyć znajomy kształt otworu oraz odkopane wejście. Po drugie nie miałem dokładnych namiarów na ten schron, „źródło” wskazywało mniej więcej miejsce palcem na mapie, w rzeczywistości ten obszar to kilka hektarów, a kto był w lesie, ten wie, że na takim terenie można się nawet zgubić, a co dopiero odnaleźć mały schron.
Gdy już byłem w lesie zobaczyłem trzecią trudność – młodniki, knieje i zarośla wcale nie ułatwiały poszukiwań. Krążyłem więc jak ślepy we mgle od wzgórka do wzgórka trzymając się linii okopów, a że była to moja pierwsza wyprawa „na bunkry” nie potrafiłem jeszcze rozpoznać w terenie miejsc, które wybraliby budowniczowie „twierdzy” do postawienia schronu betonowego. Łaziłem obok tego „tobruka” z dobre dwie godziny aż w końcu stwierdziłem, że czas odpocząć. Wybrałem sobie na odpoczynek nasłonecznioną polankę porośniętą młodymi brzózkami na szczycie wzgórza. Wchodzę wlokąc nogami i rozglądam się za miejscem do siedzenia a tu – „tobruk”.
Z radości zapomniałem o zmęczeniu. Schron idealnie zamaskowany, ale ktoś postanowił odkopać wejście i w pewnym stopniu zrekonstruować punkt oporu. Czysto, żadnych śmieci, odkopane wejście – czy trzeba czegoś więcej? Okazuje się, że można mieć więcej. Podczas oględzin schronu zauważyłem, że w otworze kominowym są jakieś deski! Wyglądały ja oryginalny szalunek! To niesamowite, że przetrwały tak długo. Jakby tego było mało w środku zachowało się wyposażenie w postaci stopnia wypadowego. Jedyne co mnie zasmuciło to wyraźne pęknięcie ściany nad wejściem. Prawdopodobnie schron zalewany był w etapach, być może przerwa między kolejnymi etapami była zbyt duża i kolejna warstwa betonu nie związała z poprzednią a mróz, woda i upływ czasu zrobiły swoje.
Prawdziwy unikat - szalunek z czasów wojny!
Taki stopień padał bardzo często łupem złomiarzy - tutaj się zachował, ciekawe na jak długo?
Ciekawostką jest też tutaj wyraźna fuszerka budowniczych – szalunek wejścia wykonany musiał być niedbale, więc wejście też idealne nie jest.
Podczas pierwszej wizyty w tym miejscu nie sądziłem, że powstanie z tego taki projekt, więc nie byłem zbyt dobrze przygotowany do badań terenowych. Gdy już uzbroiłem się w odbiornik GPS wybrałem się tam raz jeszcze, tym razem szedłem od innej strony, bo postanowiłem sprawdzić parę podejrzanych miejsc w pobliżu. Po raz kolejny okazało się, że ten schron to mistrz kamuflażu… Znów zszukałem się go jak głupi. Nie zajęło mi to tyle samo czasu co podczas pierwszych poszukiwań, ale wystarczyło by znów skoczyło mi ciśnienie…
A tu doskonale widać fuszerkę budowniczych i niestety pozostałości po miłośnikach ASG.
To pęknięcie będzie się na pewno powiększać, ale nie sądzę, by zbrojenie pozwoliło się schronowi rozpaść.
Od pierwszej wizyty minął praktycznie rok, ale miejsce zbytnio się nie zmieniło, trochę więcej piasku zalegało we wejściu ale nadal widać było, że ktoś to miejsce użytkuje. Sądząc po pozostawionych w tym miejscu odpadkach są to miłośnicy ASG. Mam też przy okazji do nich prośbę – wasze zabawy mogą pomóc ocalić takie miejsca, wiem, że w tym celu przynajmniej kilka schronów zostało „oczyszczonych”, ale proszę nie zaśmiecajcie ich i zabierajcie swoje śmieci ze sobą.
Aktualizacja: Okazuje się, że schron oczyścił i okopał inny pasjonat "twierdzy" Pan Łukasz wraz ze swoim bratem :) Oby takich jak my było więcej!